I used the deadwood
To make the fire rise
The blood of innocence
Burning in the skies
Linkin Park- Burning in the skies
To make the fire rise
The blood of innocence
Burning in the skies
Linkin Park- Burning in the skies
Pszenica powiewała na wietrze, rozlewając się na boki niczym fale na
morzu. Niebo miało głęboki odcień czerni, na którym świecił swym
blaskiem księżyc w pełni. Gwiazdy rozlewały się po nieboskłonie. Dawały
nadzieję każdemu, kto tylko tego zapragnął. Były ostoją spokoju,
ucieczką do marzeń. Blondynka stanęła na klifie i spojrzała w górę.
Szukała ukojenia, tak jak wielu przed nią. Chciała znać prawdę. Dlaczego
tak się działo, dlaczego na wszystkich sprowadzała nieszczęście?
Najpierw Sergo, zaginiony na szalejącym, niespokojnym morzu; teraz
Johann, zabity przez miłość i zaufanie. Kogo jeszcze czekał ten los?
Ojca dziewczyny? Nową miłość? Czy mieli zginąć z jej rąk, tych
ubrudzonych krwią, skalanych morderstwem? Bo przecież to wszystko nie
mogło być zwykłym przypadkiem. Doskonale pamiętała to uczucie, kiedy jej
palce zaciskały się na rękojmi noża, a ostrze gładko wchodziło w ciało.
Była świadoma swoich czynów, swojego przeznaczenia. Nie mogła być
kochana, przez nikogo, już nigdy więcej. Czuła się samotnie, jej świat
składał się głównie ze zdrady i morderstwa. Brakowało w niej
jaśniejszego punktu, takiego, którego mogłaby się uczepić. Pozostawić za
sobą czystą kartę, żadnych świadków, żadnych dowodów zbrodni. Jednak
wciąż istniało to samo pytanie. Po co? Na co to wszystko, jaki miało to
cel? Czy bogowie maczali w tym palce, chcąc zrobić z dziewczyny
jednocześnie ofiarę swoich chorych żądz oraz doskonałe wcielenie ich
samych?
Południowy wiatr zawiał mocniej, doprowadzając ciało blondynki do drżenia. Nie była już tą samą dziewczyną, co wcześniej. Czuła ogromną zmianę, zarówno w psychice, jak i w ciele. Zmieniała się, umysł dorastał do czynów, chcąc im dorównać. Christine opatuliła się mocniej czarną peleryną Robiło się zimno. Podrażniona skóra na policzkach czekała na kolejne pocałunki wiatru, palce zaciskały się i rozluźniały czując każde drgnienie mięśni. Włoski na rękach podniosły się, gotowe na następny spadek temperatury. Rozłożyła ramiona, a poły peleryny łopotały na wietrze, pozwalając lodowatemu powietrzu przenikać jeszcze głębiej w skórę. Rozchyliła zamknięte wcześniej powieki i spojrzała przed siebie. Duży, jasny księżyc był tuż przed nią, zapraszał swym majestatem w swe progi. Wystarczyło dać kilka kroków, stanąć nad przepaścią, pozwolić opaść w dół, ku wzburzonym morskim falom. Ściągnęła buty, pozwalając bosym stopom zaznać kamiennego podłoża klifu. Jeszcze trochę, Christine. Da radę, skończy z tym raz na zawsze. Dosyć kłamstw i złych wspomnień. Będzie wolna jak jeszcze nigdy dotąd. Spotka w końcu jego, ukochanego mężczyznę. Tak długo na niego czeka, minęły już w końcu cztery, długie lata. Tak wiele się przez ten czas zmieniło. Wniknął w nią kryształ, poddała mu się całkowicie, znów się zakochała, przemiana... Ale czy na pewno? Czy faktycznie była zakochana? W Johannie? Mężczyzna był taki wspaniały, dbał o nią, chciał mieć z nią dzieci, wziąć ślub, spędzić resztę życia. Dałby blondynce wszystko, o czym tylko by zamarzyła. Teraz jego ciało stygło, ułożone na wielkim łożu pełnym zwierzęcych skór. Już nigdy nie powie słowa, nie ujrzy swojej narzeczonej, swojej morderczyni.
Nie mogła go kochać. Był tylko substytutem. Szukała kogoś, kto się nią zaopiekuje. I znalazła. Pech chciał, że trafiła naprawdę dobrze. Niejedna kobieta mogłaby zazdrościć takiego kandydata na męża. Nawet Alexander, ojciec dziewczyny się zgodził. Teraz wszystko poszło na marne. Może tak było lepiej? Została sama, nikt jej nie powstrzyma, nie zdradzi, nie zrani. Może chłonąć nauki wpajane jej przez krwisto czerwony kamień Tak wiele jeszcze potrzebowała, aby stać się idealną. Zawsze jednak jest czas, jego nigdy nie zabraknie. Nie ma dla kogo umierać, nie ma dla kogo żyć. Pozostało trwać w nicości, pozwalając ufać kryształowi.
Noc powoli mijała. Minuty zamieniały się w godziny, które już nigdy nie powrócą. Czas, był tak niedoceniany, tak cenny. Doskonale wiedział, jak łatwo zatracić się w nieświadomości. Pozwolić sekundom płynąć. Niejednokrotnie przekonał się o jego cenie. Kiedy zmarła jego żona, nie mógł znieść świadomości, jak mało jej powiedział o sobie. W nieskończoność próbował liczyć, ile razy powiedział, że ją kocha. Zbyt mało, zbyt rzadko. Słowa miłości mówione do zamkniętych w wiecznym śnie powiek nic nie dają. Można płakać, uderzać pięścią w ścianę, jednak nic się nie zmienia. Pozostaje pustka. Jednak mężczyzna miał kogoś, kto ukazał mu nowy promyk nadziei, światło na końcu tunelu. Od zawsze kochał córkę, jego oczko w głowie. Wychowywał najlepiej, jak tylko mógł, dawał miłość, której zapomniał ukazać żonie. Wiedzę potrzebną w dorosłym życiu, szczęście, uśmiech każdego dnia. Mimo to, po tylu latach napotkał twardą, zimna ścianę bólu. Odsuwała się od niego, zabierając wszystko, co tak bardzo kochał. Pierworodna nikła w oczach, burzowe chmury nadciągnęły nad jej piękną, złotowłosą głowę. To było tak niespodziewane, tak nagłe. Dlaczego? Przecież starał się być uczciwym obywatelem Misyi, nigdy nikogo nie oszukał, nie śmiałby nawet. Skąd więc ta zemsta?
Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Mężczyzna podniósł głowę znad papierów rozrzuconych na biurku. Jego mała, słodka córeczka wsunęła głowę przez szparę, chcąc sprawdzić, czy ojciec jeszcze nie śpi. Łzy zakręciły mu się w oku, wspominając stare, dobre czasy. Tak bardzo przypominała własną matkę. Była taką piękną, pełną wdzięku i czaru kobietą. Posiadała ogromne pokłady humoru i chęci życia. Zginęła tak nagle, wydając na świat najcudowniejsze stworzenie, jakie miało stąpać po ziemi.
- Tatusiu?- głos Christine drżał. Najwidoczniej coś musiało się stać. Nie widział jej w sumie cały dzisiejszy dzień. Gdzie też była? Czyżby u narzeczonego? Wciąż tak ciężko mu było się z tym pogodzić. Dlaczego właśnie w nim musiała się zakochać? Czy miłość faktycznie jest tak ślepa, jak ją opisują? Otumania najmądrzejszych, pozwalając wybierać drogę życiową sercem, a nie rozumem.
Alexander odsunął się wraz z krzesłem od biurka i wyciągnął ramiona. Niczym strzała wpadła w nie, chowając zlęknioną twarz w pierś ojca. Głaskał blondynkę po włosach, całując czubek głowy. Od kiedy skończyła piętnaście lat, przestała tak robić. Zawsze była zbyt poważna, jak na swój wiek. A przynajmniej za taką właśnie chciała uchodzić. Urodzona przywódczyni, perfekcyjny strateg, jednocześnie tak delikatna i krucha. Cech przywódczych nauczyła się od niego, a Sergo, jej poprzedni narzeczony wszystko to jeszcze bardziej umocnił. Po raz kolejny zaczął żałować, że chłopak zginął. Kto wie jak teraz wyglądałoby życie Christine? Czy zostałby ukochanym dziadkiem, rozpieszczającym wnuczęta aż do granic możliwości?
- On nie żyje.- słowa uwięzły w gardle blondynki. Alexander zmrużył oczy, nie mając pewności, o kim dokładnie się wypowiadała. Czy mówiła o... Nie! Nie, na pewno nie! To niemożliwe!
- Kto? Kochanie, powiedz kto?- musiał zapytać, ta myśl nie dawała mu spokoju. Owszem, nie akceptował tego związku, jednak chodziło mu jedynie o dobro Christine. Jeżeli była z nim szczęśliwa, był w stanie ich pobłogosławić. Jednak ta niepewność... Ziarno niewiedzy zostało zasiane.
Blondynka zaczęła cicho łkać, chowając usta w rękaw ojcowej koszuli. Ukradkiem wycierała słone łzy, pozwalając im wtopić się w materiał sukni. Nagle mężczyzna zrozumiał. Wiedział to w końcu od samego początku. Jego biedna, malutka córeczka. Jak ma jej pomóc przeżyć kolejne rozczarowanie? Tak się cieszył, kiedy dwa lata temu pozbierała się po Sergo, a teraz... Znów to samo. Czy los nie mógł ich już bardziej ukarać? Nigdy sobie tego nie wyobrażał. Dwukrotnie stracić ukochane osoby, jak Christine ma teraz żyć dalej? Czy jej serce jest w stanie pomieścić więcej bólu? Na pewno nie. On sam nigdy już się nie podniósł na nogi po stracie żony.
Tulił dziewczynę w ramionach, uspokajając szeptem. Po kilku minutach przestała płakać. Cicha nadzieja podpowiadała mu, że pewnie usnęła, przemęczona tragicznymi wydarzeniami. Chciał podnieść się z krzesła i zanieść córkę do jej pokoju. Przykryć kołdrą zziębnięte ciało blondynki, a potem wrócić do siebie, złorzecząc po drodze okrutnemu przeznaczeniu. Drgnął, chcąc przelać myśli w czyny, kiedy poczuł ściśnięcie za nadgarstek. Christine podniosła się. Jej duże, niebieskie oczy wydawały się nie mieć dna. Policzki zaróżowiły się odrobinę, pozwalając ustom na delikatne drgnięcie. Otworzyła usta, pewnym siebie głosem wypowiadając trzy słowa. Alexander potrząsnął głową, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszał. To musiała być prawda, wyglądała na taką pewną swego. Serce przyśpieszyło, chcąc wyrwać się z klatki piersiowej.
- Jestem w ciąży, tato.
Południowy wiatr zawiał mocniej, doprowadzając ciało blondynki do drżenia. Nie była już tą samą dziewczyną, co wcześniej. Czuła ogromną zmianę, zarówno w psychice, jak i w ciele. Zmieniała się, umysł dorastał do czynów, chcąc im dorównać. Christine opatuliła się mocniej czarną peleryną Robiło się zimno. Podrażniona skóra na policzkach czekała na kolejne pocałunki wiatru, palce zaciskały się i rozluźniały czując każde drgnienie mięśni. Włoski na rękach podniosły się, gotowe na następny spadek temperatury. Rozłożyła ramiona, a poły peleryny łopotały na wietrze, pozwalając lodowatemu powietrzu przenikać jeszcze głębiej w skórę. Rozchyliła zamknięte wcześniej powieki i spojrzała przed siebie. Duży, jasny księżyc był tuż przed nią, zapraszał swym majestatem w swe progi. Wystarczyło dać kilka kroków, stanąć nad przepaścią, pozwolić opaść w dół, ku wzburzonym morskim falom. Ściągnęła buty, pozwalając bosym stopom zaznać kamiennego podłoża klifu. Jeszcze trochę, Christine. Da radę, skończy z tym raz na zawsze. Dosyć kłamstw i złych wspomnień. Będzie wolna jak jeszcze nigdy dotąd. Spotka w końcu jego, ukochanego mężczyznę. Tak długo na niego czeka, minęły już w końcu cztery, długie lata. Tak wiele się przez ten czas zmieniło. Wniknął w nią kryształ, poddała mu się całkowicie, znów się zakochała, przemiana... Ale czy na pewno? Czy faktycznie była zakochana? W Johannie? Mężczyzna był taki wspaniały, dbał o nią, chciał mieć z nią dzieci, wziąć ślub, spędzić resztę życia. Dałby blondynce wszystko, o czym tylko by zamarzyła. Teraz jego ciało stygło, ułożone na wielkim łożu pełnym zwierzęcych skór. Już nigdy nie powie słowa, nie ujrzy swojej narzeczonej, swojej morderczyni.
Nie mogła go kochać. Był tylko substytutem. Szukała kogoś, kto się nią zaopiekuje. I znalazła. Pech chciał, że trafiła naprawdę dobrze. Niejedna kobieta mogłaby zazdrościć takiego kandydata na męża. Nawet Alexander, ojciec dziewczyny się zgodził. Teraz wszystko poszło na marne. Może tak było lepiej? Została sama, nikt jej nie powstrzyma, nie zdradzi, nie zrani. Może chłonąć nauki wpajane jej przez krwisto czerwony kamień Tak wiele jeszcze potrzebowała, aby stać się idealną. Zawsze jednak jest czas, jego nigdy nie zabraknie. Nie ma dla kogo umierać, nie ma dla kogo żyć. Pozostało trwać w nicości, pozwalając ufać kryształowi.
Noc powoli mijała. Minuty zamieniały się w godziny, które już nigdy nie powrócą. Czas, był tak niedoceniany, tak cenny. Doskonale wiedział, jak łatwo zatracić się w nieświadomości. Pozwolić sekundom płynąć. Niejednokrotnie przekonał się o jego cenie. Kiedy zmarła jego żona, nie mógł znieść świadomości, jak mało jej powiedział o sobie. W nieskończoność próbował liczyć, ile razy powiedział, że ją kocha. Zbyt mało, zbyt rzadko. Słowa miłości mówione do zamkniętych w wiecznym śnie powiek nic nie dają. Można płakać, uderzać pięścią w ścianę, jednak nic się nie zmienia. Pozostaje pustka. Jednak mężczyzna miał kogoś, kto ukazał mu nowy promyk nadziei, światło na końcu tunelu. Od zawsze kochał córkę, jego oczko w głowie. Wychowywał najlepiej, jak tylko mógł, dawał miłość, której zapomniał ukazać żonie. Wiedzę potrzebną w dorosłym życiu, szczęście, uśmiech każdego dnia. Mimo to, po tylu latach napotkał twardą, zimna ścianę bólu. Odsuwała się od niego, zabierając wszystko, co tak bardzo kochał. Pierworodna nikła w oczach, burzowe chmury nadciągnęły nad jej piękną, złotowłosą głowę. To było tak niespodziewane, tak nagłe. Dlaczego? Przecież starał się być uczciwym obywatelem Misyi, nigdy nikogo nie oszukał, nie śmiałby nawet. Skąd więc ta zemsta?
Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Mężczyzna podniósł głowę znad papierów rozrzuconych na biurku. Jego mała, słodka córeczka wsunęła głowę przez szparę, chcąc sprawdzić, czy ojciec jeszcze nie śpi. Łzy zakręciły mu się w oku, wspominając stare, dobre czasy. Tak bardzo przypominała własną matkę. Była taką piękną, pełną wdzięku i czaru kobietą. Posiadała ogromne pokłady humoru i chęci życia. Zginęła tak nagle, wydając na świat najcudowniejsze stworzenie, jakie miało stąpać po ziemi.
- Tatusiu?- głos Christine drżał. Najwidoczniej coś musiało się stać. Nie widział jej w sumie cały dzisiejszy dzień. Gdzie też była? Czyżby u narzeczonego? Wciąż tak ciężko mu było się z tym pogodzić. Dlaczego właśnie w nim musiała się zakochać? Czy miłość faktycznie jest tak ślepa, jak ją opisują? Otumania najmądrzejszych, pozwalając wybierać drogę życiową sercem, a nie rozumem.
Alexander odsunął się wraz z krzesłem od biurka i wyciągnął ramiona. Niczym strzała wpadła w nie, chowając zlęknioną twarz w pierś ojca. Głaskał blondynkę po włosach, całując czubek głowy. Od kiedy skończyła piętnaście lat, przestała tak robić. Zawsze była zbyt poważna, jak na swój wiek. A przynajmniej za taką właśnie chciała uchodzić. Urodzona przywódczyni, perfekcyjny strateg, jednocześnie tak delikatna i krucha. Cech przywódczych nauczyła się od niego, a Sergo, jej poprzedni narzeczony wszystko to jeszcze bardziej umocnił. Po raz kolejny zaczął żałować, że chłopak zginął. Kto wie jak teraz wyglądałoby życie Christine? Czy zostałby ukochanym dziadkiem, rozpieszczającym wnuczęta aż do granic możliwości?
- On nie żyje.- słowa uwięzły w gardle blondynki. Alexander zmrużył oczy, nie mając pewności, o kim dokładnie się wypowiadała. Czy mówiła o... Nie! Nie, na pewno nie! To niemożliwe!
- Kto? Kochanie, powiedz kto?- musiał zapytać, ta myśl nie dawała mu spokoju. Owszem, nie akceptował tego związku, jednak chodziło mu jedynie o dobro Christine. Jeżeli była z nim szczęśliwa, był w stanie ich pobłogosławić. Jednak ta niepewność... Ziarno niewiedzy zostało zasiane.
Blondynka zaczęła cicho łkać, chowając usta w rękaw ojcowej koszuli. Ukradkiem wycierała słone łzy, pozwalając im wtopić się w materiał sukni. Nagle mężczyzna zrozumiał. Wiedział to w końcu od samego początku. Jego biedna, malutka córeczka. Jak ma jej pomóc przeżyć kolejne rozczarowanie? Tak się cieszył, kiedy dwa lata temu pozbierała się po Sergo, a teraz... Znów to samo. Czy los nie mógł ich już bardziej ukarać? Nigdy sobie tego nie wyobrażał. Dwukrotnie stracić ukochane osoby, jak Christine ma teraz żyć dalej? Czy jej serce jest w stanie pomieścić więcej bólu? Na pewno nie. On sam nigdy już się nie podniósł na nogi po stracie żony.
Tulił dziewczynę w ramionach, uspokajając szeptem. Po kilku minutach przestała płakać. Cicha nadzieja podpowiadała mu, że pewnie usnęła, przemęczona tragicznymi wydarzeniami. Chciał podnieść się z krzesła i zanieść córkę do jej pokoju. Przykryć kołdrą zziębnięte ciało blondynki, a potem wrócić do siebie, złorzecząc po drodze okrutnemu przeznaczeniu. Drgnął, chcąc przelać myśli w czyny, kiedy poczuł ściśnięcie za nadgarstek. Christine podniosła się. Jej duże, niebieskie oczy wydawały się nie mieć dna. Policzki zaróżowiły się odrobinę, pozwalając ustom na delikatne drgnięcie. Otworzyła usta, pewnym siebie głosem wypowiadając trzy słowa. Alexander potrząsnął głową, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszał. To musiała być prawda, wyglądała na taką pewną swego. Serce przyśpieszyło, chcąc wyrwać się z klatki piersiowej.
- Jestem w ciąży, tato.