poniedziałek, 10 czerwca 2013

X. Bolesna samotność.

Why don't think you trust
In my self-righteous suicide
I cry when angels deserve to die
System of a down- Chop Suey



Dłonią dotknęła brzucha, zakrytego czarnym, bogato zdobionym materiałem sukni. Powoli przymknęła oczy, chowając się w ciemnościach własnych myśli. Szum liści dochodził z każdej strony, potęgując mroczną atmosferę. Zachodni wiatr otulał ramiona dziewczyny, tworząc na skórze przyjemne uczucie mrowienia. Rozchyliła wargi, wypuszczając powietrze z płuc. Serce biło w powolnym tempie, obijając się o klatkę piersiową. Noc stała się powierniczką najsłodszych, najciemniejszych myśli. Doznania, które ogarniały dziewczynę w chwili wybicia północy, przytłaczały swą mocą. Czuła się niesamowicie silna. Duma rosła w sercu, świat powoli przestawał istnieć. Liczyła się tylko ona. Siła czystego grzechu, gniew wnikający we wszystkie komórki. Została stworzona do wielkich celów, przeznaczenie w końcu ją odnalazło. W zapomnianej krainie, gdzie liczyło się tylko to, czy masz co włożyć do garnka, nastały złe czasy. Mrok panoszył się po kątach, zabijając wszelkie objawy miłości. Już nigdy nic nie będzie takie samo. Tajemniczy głos w głębi umysłu śpiewał słodką, trującą melodię o powstaniu siódemki niezwyciężonych. Ich zjednoczenie się doprowadzi do obalenia prawdy, miłości i dobra. Każde z nich odzwierciedlało inny grzech: pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, lenistwo. Była jedną z nich, posiadała niezwykły dar sprawiania bólu wszystkim w jej najbliższym otoczeniu. Nie mogła żyć spokojnie, grzech wykluczał to całkowicie z jej przyszłości. Jednak na jej drodze do spełnienia znów stanęła przeszkoda. W ciele blondynki rosło nowe życie. Jeszcze niedawno tak bardzo wyczekiwane, teraz stało się wręcz niepożądane. Zaciskała mocno powieki, jednak w głowie wciąż widziała obraz siebie z rosnącym każdego dnia brzuchem. Dlaczego właśnie teraz, kiedy wszystko miało się lepiej ułożyć? Poświęciła dosłownie wszystko, aby móc podporządkować się mocy bordowego kryształu. Johann, zamordowany narzeczony zostawił dziewczynie najpiękniejszy, a zarazem najgorszy prezent, który będzie ją prześladował aż do śmierci. Bo to do niej właśnie wszystko się sprowadzało. Napędzana złudnym wrażeniem ukojenia i spokoju, była wyniszczającą siłą, przyprawiającą innych o depresję i obawę przed zbliżającym się jutrem. Było tylko jedno wyjście. Umrzeć. Szczęśliwie i samotnie. Nie martwiąc się o ojca, ani nowo narodzone dziecko. Poświęcić samą siebie, dla jego dobra. Bo żaden człowiek nie chce mieć za matkę morderczynię.

Siedząc przed toaletką, Christine sięgnęła po przepięknie rzeźbioną szczotkę z kości słoniowej. Powolnymi ruchami rozczesywała złote włosy. Srebrzysta tafla lustra ukazywała prawdziwe oblicze dziewczyny. Lekko rozchylone powieki, zawierające w swym wnętrzu błękitne oczy. Długie i czarne rzęsy, brązowe brwi. Idealnie gładka cera, kusząca mlecznym kolorem. Zwieńczeniem jej urody były malinowe usta, wykrzywione w sztucznym uśmiechu zapomnienia. Powoli przestawała pamiętać, kim tak naprawdę jest. Twarz była ta sama, policzki nabierały delikatnych rumieńców, a brzuch wciąż był jeszcze płaski. Nikt nie dostrzeże jak wielką tajemnicę chowa w sobie dziewczyna. Wstyd ogarniał ją od środka. Samotna panna z dzieckiem. Co miała teraz zrobić? Wychować to dziecko? Jak? Przecież nie da rady. Nie ma domu, żadnych oszczędności.
- Pani?
Rozmyślania Christine zostały przerwane przez służącą, Adilę, zaglądającą nieśmiało do pokoju. W ręku trzymała srebrną tacę. Z jedzenia nałożonego do półmisków unosił się nieprzyjemny zapach. A przynajmniej taki wydawał się dla dziewczyny. Żołądek wywrócił jej się na drugą stronę. Niechętnie spojrzała na służącą, obrzucając ją nieprzychylnym spojrzeniem.
- Czego chcesz?- zapytała, rozczesując dalej włosy.
- Powinna pani coś zjeść. W tym stanie...- umilkła, najwidoczniej uświadamiając sobie, że powiedziała zbyt dużo. Christine spojrzała na Adilę, mrużąc oczy. Ojciec, to na pewno jego sprawka. Wczorajszego dnia, kiedy minął pierwszy szok, mężczyzna naprawdę się ucieszył. Wyściskał jedynaczkę i ucałował ją w czoło, gratulując, że zostanie mamą. Drżała na samo wspomnienie jego miny. Był dumny z córki. Obiecywał, że zaopiekuje się nimi, da wszystko, czego tylko będę potrzebować. Blondynka nie potrzebowała tego. Od dawna wiedziała, że musi sama stawić wszystkiemu czoła. W końcu to było jej dziecko, nie ważne jak bardzo niechciane. Urodzi i zostawi, nie oglądając się za siebie. Sprawiałoby tylko problemy, w końcu jej przeznaczenie dopiero dawało o sobie znać. Nie wiadomo co jeszcze będzie musiała zrobić. Instynkt macierzyński i miłość do dziecka mogłyby wszystko popsuć.
- Zabierz to ode mnie.- warknęła do służącej, machając lekceważąco ręką.
Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę, nie wiedząc co ma zrobić. Dostała zadanie przypilnować, aby Christine zjadła. Jeżeli ta ją odprawia, pan Aleksander może się wściec.
Ruszyła ostrożnie do przodu. Na twarzy przybrała najsłodszy uśmiech, na jaki tylko było ją stać. Postawiła tacę z jedzeniem na toaletce. Nad zupą warzywną unosił się kłąb pary.
- Na pewno jest panienka głodna! Proszę zjadać, póki wszystko jest jeszcze gorące.- zmieniła taktykę Adila. Wciąż się uśmiechała, co przyprawiało Christine o dodatkowe nerwy.
Spojrzała w danie, które przed nią stało. Idealnie pocięte kawałki warzyw, wśród nich maleńkie porcje mięsa. Jednym silnym zamachnięciem ręki strząchnęła tacę na podłogę. Wstała gwałtownie i wlepiła wzrok w dziewczynę.
- Czy do ciebie nie dociera, ty mała, głupia dziewucho?!- krzyknęła. Oczy zwęziły jej się, a błękitne tęczówki zmieniły odcień na granatowy. Na czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka. Zaciskała mocno pięści, czując, jak paznokcie boleśnie wbijają się w skórę.
Będąc wciąż pod wpływem nerwów, uderzyła służącą w policzek. Adila złapała się za niego, prawie przewracając się na podłogę. Powoli nabierał czerwoności i puchł. Oczy jej się zaszkliły.
- Ale dziecko...- zaczęła, jednak nie skończyła. Kolejne silne uderzenie wstrząsnęło jej drobnym ciałem. Tym razem upadła, nie zdolna powstrzymać swojego delikatnego ciała. Spoglądała załzawionymi oczami na swoją panią.
- Wynoś się stąd!- wrzasnęła Christine.- Jeżeli los tak zechce, to ten dzieciak umrze z głodu, nie obejrzawszy nigdy świata!
Szybkim krokiem podeszła do leżącej służącej. Podniosła ją za ubranie i pchnęła na drzwi.
- Nie chcę cię więcej widzieć.- warknęła i podeszła do okna.
Została sama. Nie pierwszy raz i nie ostatni. Tak przecież było najlepiej. Poświęcając się własnym myślom, nie oglądając się na innych. Wszystko przecież będzie dobrze. Wystarczyło pozbyć się tylko tego dziecka. Już nie chciała go urodzić. Reakcja służącej dała jej znać, że inni będą próbowali robić to samo. Dbać o nią, karmić, rozpieszczać. Owszem, dała radę odmówić Adili, jednak ojcu? Nigdy. Dlatego musiała z tym wszystkim skończyć. Sięgnąć po wysadzany kolorowymi kryształami sztylet, wbić go sobie w brzuch, prosto w klatkę piersiową. Po raz ostatni poczuć bicie jego małego serduszka. Podeszła do szafy i otworzyła ją. W głębi, schowany między materiałami sukien leżał on. Srebro błyszczało, zachęcając do działania. Przemawiało do dziewczyny, wręcz krzycząc o kolejną porcję krwi, która skapywałaby wzdłuż ostrza. Przyłożyła koniec noża do brzucha, sprawdzając, czy jest wystarczająco ostre, aby przebić skórę jej i dziecka. Jedno szybkie pchnięcie, pewnie nawet tego nie poczuje. A nawet jeżeli, to zniesie to. Robiła to dla siebie. Egoistyczne podejście, mające sprawić, że już nikt nigdy więcej nie będzie przez nią cierpiał. Tak przecież miało być. Świat tego wymagał. Ofiar, poświęcenia. Johann... Nie, on by się cieszył. Skakałby z radości, szczęśliwy, że zostanie ojcem. Jednak jego już nie było. Pochowany pod wielkim dębem, karmił swym ciałem ziemne robactwo. Tylko dla Sergio była w stanie się zmienić. Tylko on znał jej prawdziwą twarz, łagodne oblicze. Została po nim pustka w sercu, tak trudna do zapełnienia, że najprawdopodobniej nigdy nie zniknie. Nie wystarczyło zakochać się w innej osobie. Miłość nie jest na tyle głupia, aby nie zdawać sobie sprawy, że próbujemy ją czymś zastąpić. Zresztą, jak nazwać coś takiego? Zauroczenie? Nie, to było zwykłe kłamstwo. Próba przekonania samego siebie, że może być tak, jak tego zapragniemy. Co za głupota!
Dłoń ściskająca rękojeść sztyletu zatrzęsła się. To nerwy, to ich sprawka. Spokój nie mógł jej teraz zawieść, nie w takiej chwili! Spróbowała pchnąć się ostrzem. Nic. Łzy pociekły strumieniami z oczu Christine. Zaczęła cicho łkać, niezdolna do niczego innego. Odrzuciła sztylet daleko od siebie, upadając na klęczki. Podciągnęła pod siebie nogi i oparła czoło o zimną ścianę z kamienia. Nie była w stanie. Sama jednak nie zdawała sobie sprawy dlaczego. Czy mogła je kochać? Czy dziecko tak szybko zdołało zdobyć jej serce? W głowie pojawiła jej się twarz Sergio. Tak bardzo pragnęła być znów z nim. On by jej pomógł, przemówił do rozsądku. Kiedy zginął, wszystko zaczęło się psuć. A ona potrzebowała jedynie miłości.