Why
don't think you trust
In my self-righteous suicide
I cry when angels deserve to die
In my self-righteous suicide
I cry when angels deserve to die
System
of a down- Chop Suey
Dłonią
dotknęła brzucha, zakrytego czarnym, bogato zdobionym materiałem
sukni. Powoli przymknęła oczy, chowając się w ciemnościach
własnych myśli. Szum liści dochodził z każdej strony, potęgując
mroczną atmosferę. Zachodni wiatr otulał ramiona dziewczyny,
tworząc na skórze przyjemne uczucie mrowienia. Rozchyliła wargi,
wypuszczając powietrze z płuc. Serce biło w powolnym tempie,
obijając się o klatkę piersiową. Noc stała się powierniczką
najsłodszych, najciemniejszych myśli. Doznania, które ogarniały
dziewczynę w chwili wybicia północy, przytłaczały swą mocą.
Czuła się niesamowicie silna. Duma rosła w sercu, świat powoli
przestawał istnieć. Liczyła się tylko ona. Siła czystego
grzechu, gniew wnikający we wszystkie komórki. Została stworzona
do wielkich celów, przeznaczenie w końcu ją odnalazło. W
zapomnianej krainie, gdzie liczyło się tylko to, czy masz co włożyć
do garnka, nastały złe czasy. Mrok panoszył się po kątach,
zabijając wszelkie objawy miłości. Już nigdy nic nie będzie
takie samo. Tajemniczy głos w głębi umysłu śpiewał słodką,
trującą melodię o powstaniu siódemki niezwyciężonych. Ich
zjednoczenie się doprowadzi do obalenia prawdy, miłości i dobra.
Każde z nich odzwierciedlało inny grzech: pycha, chciwość,
nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew,
lenistwo. Była jedną z nich, posiadała niezwykły dar sprawiania
bólu wszystkim w jej najbliższym otoczeniu. Nie mogła żyć
spokojnie, grzech wykluczał to całkowicie z jej przyszłości.
Jednak na jej drodze do spełnienia znów stanęła przeszkoda. W
ciele blondynki rosło nowe życie. Jeszcze niedawno tak bardzo
wyczekiwane, teraz stało się wręcz niepożądane. Zaciskała mocno
powieki, jednak w głowie wciąż widziała obraz siebie z rosnącym
każdego dnia brzuchem. Dlaczego właśnie teraz, kiedy wszystko
miało się lepiej ułożyć? Poświęciła dosłownie wszystko, aby
móc podporządkować się mocy bordowego kryształu. Johann,
zamordowany narzeczony zostawił dziewczynie najpiękniejszy, a
zarazem najgorszy prezent, który będzie ją prześladował aż do
śmierci. Bo to do niej właśnie wszystko się sprowadzało.
Napędzana złudnym wrażeniem ukojenia i spokoju, była
wyniszczającą siłą, przyprawiającą innych o depresję i obawę
przed zbliżającym się jutrem. Było tylko jedno wyjście. Umrzeć.
Szczęśliwie i samotnie. Nie martwiąc się o ojca, ani nowo
narodzone dziecko. Poświęcić samą siebie, dla jego dobra. Bo
żaden człowiek nie chce mieć za matkę morderczynię.
Siedząc przed toaletką,
Christine sięgnęła po przepięknie rzeźbioną szczotkę z kości
słoniowej. Powolnymi ruchami rozczesywała złote włosy. Srebrzysta
tafla lustra ukazywała prawdziwe oblicze dziewczyny. Lekko
rozchylone powieki, zawierające w swym wnętrzu błękitne oczy.
Długie i czarne rzęsy, brązowe brwi. Idealnie gładka cera,
kusząca mlecznym kolorem. Zwieńczeniem jej urody były malinowe
usta, wykrzywione w sztucznym uśmiechu zapomnienia. Powoli
przestawała pamiętać, kim tak naprawdę jest. Twarz była ta sama,
policzki nabierały delikatnych rumieńców, a brzuch wciąż był
jeszcze płaski. Nikt nie dostrzeże jak wielką tajemnicę chowa w
sobie dziewczyna. Wstyd ogarniał ją od środka. Samotna panna z
dzieckiem. Co miała teraz zrobić? Wychować to dziecko? Jak?
Przecież nie da rady. Nie ma domu, żadnych oszczędności.
- Pani?
Rozmyślania Christine
zostały przerwane przez służącą, Adilę, zaglądającą
nieśmiało do pokoju. W ręku trzymała srebrną tacę. Z jedzenia
nałożonego do półmisków unosił się nieprzyjemny zapach. A
przynajmniej taki wydawał się dla dziewczyny. Żołądek wywrócił
jej się na drugą stronę. Niechętnie spojrzała na służącą,
obrzucając ją nieprzychylnym spojrzeniem.
- Czego chcesz?-
zapytała, rozczesując dalej włosy.
- Powinna pani coś
zjeść. W tym stanie...- umilkła, najwidoczniej uświadamiając
sobie, że powiedziała zbyt dużo. Christine spojrzała na Adilę,
mrużąc oczy. Ojciec, to na pewno jego sprawka. Wczorajszego dnia,
kiedy minął pierwszy szok, mężczyzna naprawdę się ucieszył.
Wyściskał jedynaczkę i ucałował ją w czoło, gratulując, że
zostanie mamą. Drżała na samo wspomnienie jego miny. Był dumny z
córki. Obiecywał, że zaopiekuje się nimi, da wszystko, czego
tylko będę potrzebować. Blondynka nie potrzebowała tego. Od dawna
wiedziała, że musi sama stawić wszystkiemu czoła. W końcu to
było jej dziecko, nie ważne jak bardzo niechciane. Urodzi i
zostawi, nie oglądając się za siebie. Sprawiałoby tylko problemy,
w końcu jej przeznaczenie dopiero dawało o sobie znać. Nie wiadomo
co jeszcze będzie musiała zrobić. Instynkt macierzyński i miłość
do dziecka mogłyby wszystko popsuć.
- Zabierz to ode mnie.-
warknęła do służącej, machając lekceważąco ręką.
Dziewczyna przestąpiła
z nogi na nogę, nie wiedząc co ma zrobić. Dostała zadanie
przypilnować, aby Christine zjadła. Jeżeli ta ją odprawia, pan
Aleksander może się wściec.
Ruszyła ostrożnie do
przodu. Na twarzy przybrała najsłodszy uśmiech, na jaki tylko było
ją stać. Postawiła tacę z jedzeniem na toaletce. Nad zupą
warzywną unosił się kłąb pary.
- Na pewno jest panienka
głodna! Proszę zjadać, póki wszystko jest jeszcze gorące.-
zmieniła taktykę Adila. Wciąż się uśmiechała, co przyprawiało
Christine o dodatkowe nerwy.
Spojrzała w danie, które
przed nią stało. Idealnie pocięte kawałki warzyw, wśród nich
maleńkie porcje mięsa. Jednym silnym zamachnięciem ręki
strząchnęła tacę na podłogę. Wstała gwałtownie i wlepiła
wzrok w dziewczynę.
- Czy do ciebie nie
dociera, ty mała, głupia dziewucho?!- krzyknęła. Oczy zwęziły
jej się, a błękitne tęczówki zmieniły odcień na granatowy. Na
czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka. Zaciskała mocno pięści,
czując, jak paznokcie boleśnie wbijają się w skórę.
Będąc wciąż pod
wpływem nerwów, uderzyła służącą w policzek. Adila złapała
się za niego, prawie przewracając się na podłogę. Powoli
nabierał czerwoności i puchł. Oczy jej się zaszkliły.
- Ale dziecko...-
zaczęła, jednak nie skończyła. Kolejne silne uderzenie
wstrząsnęło jej drobnym ciałem. Tym razem upadła, nie zdolna
powstrzymać swojego delikatnego ciała. Spoglądała załzawionymi
oczami na swoją panią.
- Wynoś się stąd!-
wrzasnęła Christine.- Jeżeli los tak zechce, to ten dzieciak umrze
z głodu, nie obejrzawszy nigdy świata!
Szybkim krokiem podeszła
do leżącej służącej. Podniosła ją za ubranie i pchnęła na
drzwi.
- Nie chcę cię więcej
widzieć.- warknęła i podeszła do okna.
Została sama. Nie
pierwszy raz i nie ostatni. Tak przecież było najlepiej.
Poświęcając się własnym myślom, nie oglądając się na innych.
Wszystko przecież będzie dobrze. Wystarczyło pozbyć się tylko
tego dziecka. Już nie chciała go urodzić. Reakcja służącej dała
jej znać, że inni będą próbowali robić to samo. Dbać o nią,
karmić, rozpieszczać. Owszem, dała radę odmówić Adili, jednak
ojcu? Nigdy. Dlatego musiała z tym wszystkim skończyć. Sięgnąć
po wysadzany kolorowymi kryształami sztylet, wbić go sobie w
brzuch, prosto w klatkę piersiową. Po raz ostatni poczuć bicie
jego małego serduszka. Podeszła do szafy i otworzyła ją. W głębi,
schowany między materiałami sukien leżał on. Srebro błyszczało,
zachęcając do działania. Przemawiało do dziewczyny, wręcz
krzycząc o kolejną porcję krwi, która skapywałaby wzdłuż
ostrza. Przyłożyła koniec noża do brzucha, sprawdzając, czy jest
wystarczająco ostre, aby przebić skórę jej i dziecka. Jedno
szybkie pchnięcie, pewnie nawet tego nie poczuje. A nawet jeżeli,
to zniesie to. Robiła to dla siebie. Egoistyczne podejście, mające
sprawić, że już nikt nigdy więcej nie będzie przez nią
cierpiał. Tak przecież miało być. Świat tego wymagał. Ofiar,
poświęcenia. Johann... Nie, on by się cieszył. Skakałby z
radości, szczęśliwy, że zostanie ojcem. Jednak jego już nie
było. Pochowany pod wielkim dębem, karmił swym ciałem ziemne
robactwo. Tylko dla Sergio była w stanie się zmienić. Tylko on
znał jej prawdziwą twarz, łagodne oblicze. Została po nim pustka
w sercu, tak trudna do zapełnienia, że najprawdopodobniej nigdy nie
zniknie. Nie wystarczyło zakochać się w innej osobie. Miłość
nie jest na tyle głupia, aby nie zdawać sobie sprawy, że próbujemy
ją czymś zastąpić. Zresztą, jak nazwać coś takiego?
Zauroczenie? Nie, to było zwykłe kłamstwo. Próba przekonania
samego siebie, że może być tak, jak tego zapragniemy. Co za
głupota!
Dłoń ściskająca
rękojeść sztyletu zatrzęsła się. To nerwy, to ich sprawka.
Spokój nie mógł jej teraz zawieść, nie w takiej chwili!
Spróbowała pchnąć się ostrzem. Nic. Łzy pociekły strumieniami
z oczu Christine. Zaczęła cicho łkać, niezdolna do niczego
innego. Odrzuciła sztylet daleko od siebie, upadając na klęczki.
Podciągnęła pod siebie nogi i oparła czoło o zimną ścianę z
kamienia. Nie była w stanie. Sama jednak nie zdawała sobie sprawy
dlaczego. Czy mogła je kochać? Czy dziecko tak szybko zdołało
zdobyć jej serce? W głowie pojawiła jej się twarz Sergio. Tak
bardzo pragnęła być znów z nim. On by jej pomógł, przemówił
do rozsądku. Kiedy zginął, wszystko zaczęło się psuć. A ona
potrzebowała jedynie miłości.