środa, 30 stycznia 2013

II. Nic już mnie nie zrani...


But nothing hurts now, that didn't hurt before
So I won't pretend that it was the end of the world
Cause nothing hurts now...
Magnet. Nothing hurts now.



   W głębi serca zawsze wiedziała, że grzech kryje się w jej duszy. Gniew poił się jej uczuciami, płynął wraz z krwią do serca, wypełniając ją samą. Płuca oddychały nienaturalnym staraniem o spokój ducha. Ciężar odpowiedzialności przytłaczał ją. Wgniatał w ziemię niczym kamyk. No własnie, kamyk. Od niego się zaczęło, na nim również się skończy. Koszmar dzieciństwa miał swój finał, klątwa w końcu jej dosięgnęła. A to dopiero początek. Czuła, że jeszcze wszystko przed nią. Jeszcze zdąży pożałować dnia swoich narodzin. 
Nie potrafiła tego odtrącić, opuścić żelazne mury, które wznosiła wokół siebie przez tyle lat. Już kiedy była małym dzieckiem jej życie było ciągłą walką. Jedną z tych najgorszych. Walka z samą sobą, przed przyszłością. Gdyby ktokolwiek powiedział jej, że została wybrana do czynienia zła, do bycia muzą gniewu i nienawiści, boginią złych odczuć, nie uwierzyłaby. Śmiech wydobyłby się z jej gardła i zalał wszystko swym dźwiękiem. Ona tą złą? Tą, która miała doprowadzać ludzi do rozpaczy? Do gniewu? Przecież ten blond aniołek, córeczka tatusia, nie nadawała się na to! Owszem, mogła być tą dobrą. Miłą, uczynną dziewczynką pełną marzeń i dobroci serca. No właśnie. Czy nie tego chciałaś Christine? Czy jeszcze niedawno nie pragnęłaś pięknego domu i trójki biegających wokół ciebie pociech? Smacznej kolacji przy rodzinnym stole i miękkiego łóżka, które dzieliłabyś ze swoim wspaniałym, idealnym mężem? Gdzie to się podziało? Co się stało z marzeniami? Odeszły w niebyt? Zniknęły wraz z twoją czystością? Zapewne. Taka była jej rola w tym świecie. Nie mogła tego zaprzeczyć. Nic już nie pozostało. A może po prostu nigdy nic tam nie było? Czy jej serce zawsze było podzielone na dwie strony, dobrą i złą? Czy oszustwo było grzechem? Zapewne. Kłamstwo. Poiła się nim niczym nektarem bogów. Okłamywała rozum, serce, duszę. To musiała być prawda. Kłamstwo z prawdy. Prawda z kłamstwa. Co wybrać, gdzie pójść? Oddać się w ręce grzechu? Czy pozwolić, aby gniew napełnił jej myśli i już nigdy nie opuścił? Może to było dobre. Takie było jej przeznaczenie.
Czy na końcu tej drogi mogła liczyć na śmierć? Pewnie tak. A przecież tak bardzo tego pragnęła...


   Kiedy już wybrała swoją drogę, reszta okazała się niezwykle prosta. Wystarczyło, że pojawiła się między ludźmi. Gniew rozsadzał jej skórę, szukając ujścia. Pozwalała mu na to. Odsuwała od siebie wszelkie myśli, uwalniała się. W pewnym sensie było to dla niej przyjemne. Przez jedną krótką chwilę, kiedy gniew przechodził z jej ciała w umysły innych ludzi, czuła najprawdziwszą ulgę. Czysta i wolna, mogła odetchnąć z w spokoju. Do czasu. Wszystko odbywało się niezmiernie szybko. Natchnione jej grzechem osoby wiedziały co robić dalej. Liczne spory i walki, które odbywały się na jej oczach powoli zaczynały ją śmieszyć. Miała pewną władzę. Co ja mówię, miała ogromną władzę. Według niej była niezwyciężona. Mogła pojawić się na każdym polu bitewnym i natchnąć żołnierzy do walki. Połączone w niej siły Nemezis, Alekto i Thora dały upust emocjom. Czuła się jak oni. Wielcy i potężni bogowie gniewu. Była jednym z nich. Blond piękność o zdradzieckiej i brutalnej naturze, pragnęła uwolnienia.
Nigdy już nie wróci do tego, co było kiedyś. Chwyciła dłoń przeznaczenia, która prowadziła ją ku destrukcji. Ciągnęła na sam dół. Już nie mogła się zatrzymać, było na to za późno. Te wszystkie głupie marzenia, wymyślne opowiastki o wspaniałym życiu... Po co to wszystko? Po co się trudzić aby zdobyć coś, co jest niepotrzebne i najzwyczajniej w świecie głupie. To wszystko wina wyobrażeń jej ojca. Ona tak naprawdę tego nie chciała. Wmawiała sobie, że tak będzie dla niej najlepiej. Jej historia okazała się być całkowicie inna.
Ale przecież Ty wcale nie chcesz jej poznać. Prawda?


   Nie pierwszy raz wykradała się w nocy z domu. Złote włosy przykryte czarną peleryną miały dać jej inną osobowość. Krwisto czerwona, długa sukienka powiewała na wietrze. Zimny wiatr chłodził jej rozgrzane policzki. Przejmujący chłód otulał jej plecy a zimne cegły gniotły jej skórę. Mężczyzna złapał jej ręce i podniósł nad głową Christine. Przez chwilę oddawała się pocałunkom, którymi zasypywał ją nieznajomy. Poczuła ciepłą dłoń, która gwałtownymi ruchami gładziła jej piersi. Czuła, jak twardnieją jej sutki. Pożądanie, które odczuwała wzmagało się. Jęknęła cicho, kiedy mężczyzna odsznurował wstążki na jej dekolcie. Falbany, które zdobiły szyję opadły delikatnie, obnażając jędrne i białe niczym mleko piersi. Mężczyzna jeszcze gwałtowniej ścisnął je dłonią. Jego usta zsunęły się do szyi, aby delikatnie pieścić ją wargami. Poczuła mrowienie na skórze. Gęsia skórka, która się pojawiła, dawała jej znaki. Kryształ zaczął działać. Jego moc nabrała siły. Wyprostowała ręce chcąc go od siebie odepchnąć. Bezskutecznie. Mężczyzna był bardzo wysoki i umięśniony. Zaśmiał się cicho, kiedy zauważył starania dziewczyny. Był zbyt pewny siebie. Jego twarde, zmęczone od fizycznej pracy ręce ścisnęły ją w talii. Poczuła jak jego przyrodzenie twardnieje w każdej sekundzie. Musiała to jakoś zakończyć. Spróbowała uwolnić lewą dłoń spod naporu, jaki wywierał na niej mężczyzna. Chwyciła w palce jego penisa i ścisnęła. Przez materiał jego spodni, wtopiła w miękką skórę swoje długie paznokcie. Reakcja była natychmiastowa. Usta mężczyzny otworzyły się, dźwięk, który się z nich wydobył był ogłuszający. Nie wiedząc nawet kiedy, poczuła silne uderzenie. Policzek rozpalił się żywym ogniem. Dostała. Nie pierwszy raz, nie ostatni. Taka była jej kara. Korzystając z okazji, że mężczyzna wciąż był oszołomiony, odepchnęła go od siebie. Usłyszała głuchy łomot, kiedy jego głowa uderzyła o bruk. Zwinnym ruchem zawiązała falbany przy dekolcie i wyrównała dół sukni. Rozejrzawszy się na wszystkie strony, wyszła z cienia. Spokojnym krokiem opuszczała miejsce zbrodni. Zaczerwieniony policzek wciąż dawał o sobie znać. Mimo to czuła pustkę. Spokój zagościł w jej sercu. Pozbyła się gniewu.
- Ty suko!- usłyszała za sobą krzyk. Nawet się nie odwróciła. Powoli, krok za krokiem, szła w swoją stronę.- Dziwka! Zajebie cię!
Dziwka. Suka. Tak, była nią. Czuła się nią. Niestety, była to jedyna metoda, aby zaznać ukojenia. Gniew chwilowo wylądował na tamtym przypadkowo spotkanym w karczmie mężczyźnie. Tylko wtedy mogła stać się kimś innym. Kimś kogo tak na prawdę jeszcze nie znała. Kimś, kim stała się pod wpływem kryształu. Uwolniła się od niego chociaż na tą jedną, jedyną chwilę. Teraz mogła się z nim spotkać. Bez wyrzeczeń, bez gniewu.

   Stanęła przed dużymi, drewnianymi drzwiami. Szybkim ruchem ręki poprawiła swoje blond loki. Nie mógł się niczego dowiedzieć. Dla niego była nieskalana. Grzeczna panienka z dobrego domu. Zapukała pięścią, wybijając określoną liczbę. Nie czekała nawet chwili, kiedy klamka poruszyła się. Czekał na nią. Jak zawsze. Jak co tydzień. Mrok osnuwał jego twarz i sylwetkę. Uśmiechnęła się do niego. Bez słowa przestąpiła próg domu. Kiedy drzwi się za nią zamknęły, zsunęła czarny kaptur z głowy.
- Witaj, Johann.

niedziela, 6 stycznia 2013

I. Skąd się bierze gniew.

     Gniew buchał w jej krwi. Rozpalał ją do czerwoności. Miała ochotę krzyczeć, zdzierać z siebie ubrania. Bić. Zabijać. Jej skóra pokryła się kropelkami potu, skóra delikatnie drżała. Serce biło mocno w jej piersi. Otworzyła zaciśnięte wcześniej oczy, rozchyliła delikatnie wargi. Próbowała równomiernie oddychać, oby się tylko nie zatracić. Piersi falowały jej w rytmie tych starań. Paznokcie wbijały jej się boleśnie w skórę. Nie czuła tego. Zwykła pobudka kosztowała ją wiele cierpień. Mimo że minęły już dwa lat, wciąż nie dawała sobie z tym rady. Bała się zasypiać, aby tylko ponownie tego nie czuć. Nie była do tego stworzona, nie chciała tego. Wszystko było nie tak, jak sobie tego wymarzyła. Chciała innego życia, spokojnego, dostatniego. Teraz jedyne czego pragnęła to móc cofnąć czas.
Tamten dzień prześladował Christine niczym senny koszmar. Wielokrotnie analizowała go, czy aby na pewno nie popełniła jakiegoś błędu. Nie, przeznaczenie zdecydowało za nią. Los wziął sprawy w swoje ręce. Jeden maleńki kamyczek. Jeden grzech. Tyle cierpienia.

     Christine Farley była najlepszą partią w mieście. Zaledwie dwudziestokilkuletnia śliczna i inteligentna blondynka, córka kupca. Życie, które spędzała na studiowaniu ksiąg i przechadzkach uważała za idealne. Niczego więcej nie było jej potrzeba. W każdą niedzielę do posiadłości jej ojca zjeżdżali się kolejni kawalerowie, chętni o rękę Christine. Podobało jej się to zainteresowanie jej osobą. Pragnęła być w centrum zainteresowania. Nigdy żadnego nie zapamiętała na dłużej. Czuła się jeszcze za młoda do zamążpójścia. Bawiły ją te starania, kolejne prezenty znoszone przez mężczyzn do jej domu. Jeden zapamiętała w szczególności. Piękny naszyjnik z pięcioma bursztynami znalezionymi na plażach. Był niezwykły. Wysoki trzydziestokilkuletni przyjaciel jej ojca zakupił go od innych handlarzy. Christine była zachwycona. Jeszcze nigdy nie widziała czegoś tak pięknego. Kamienie mieniły się w zachodzącym słońcu. Mężczyzna podniósł naszyjnik w celu zawieszenia go dziewczynie na szyję. Na zapięciu był jeszcze jeden mały, czerwony kamyk. W momencie, kiedy zetknął się ze skórą na karku, Christine poczuła ból. Przeszył jej ciało niczym włócznia. Syknęła cicho z bólu. Podniosła dłoń do palącego ją miejsca. Pod palcami wyczuła niewielkie zgrubienie, miejsce, w którym kamyk złączył się ze skórą.

     Jej życie już nigdy nie będzie takie, jakie być powinno. W zapomnienie odszedł dom, mąż i cudowne dzieci. Od tamtego czasu nie mogła opanować gniewu. Każdego ranku zaczynała walczyć. Próba powstrzymania tego uczucia była niemożliwa. To było jej przeznaczenie. Chciała z tym skończyć. Och tak, nie raz próbowała. Kamienny most nad rzeką mógł jej to umożliwić. Lubiła tam stać i czuć wiatr rozwiewający jej długie, blond włosy. Przymykała wtedy oczy i marzyła o spokoju. Wystarczyło podejść trochę bliżej, przekroczyć barierę i zanurzyć się w zimnej wodzie. Poczuć chłód otulający jej ciało. Tak, to było jakieś rozwiązanie. Ale czy na pewno go chciała?