środa, 10 kwietnia 2013

VII. Strach ma wielkie oczy.

 
I've been thinking of everything
I used to want to be
I've been thinking of everything
Of me, of you and me
30 seconds to mars- The story



Alexander ostatnie kilka dni spędził w swoim gabinecie. Nie mógł się przyznać sam przed sobą, że unika córki. Bał się. Pierwszy raz w życiu. Jak takie uczucie mogło mu umknąć w jego długim życiu? W końcu wiele razy ryzykował, często nawet własną skórą. Tym razem było jednak inaczej. Strach wiązał się z jego córką. Jego słodką, małą dziewczynką, która nigdy nie powinna dorastać. Dlaczego dzieci tak szybko rosną? Czy nie mogłyby już na zawsze pozostać ślicznymi, pulchnymi stworzeniami, które swoją bezwarunkową miłością otaczają każdego, kogo tylko polubią? Nie. Świat pędził do przodu. Christine miała już swoje lata, powinna dawno wyjść za mąż. Jednak tak ciężko było mu ją wypuścić z rodzinnego domu, aby mogła zacząć własne życie. Była jego jedynym dzieckiem. Została mu już tylko ona. Pamiętał jej poprzedniego adoratora. Sergo, od zawsze go lubił. Dzielny chłopak, walczący o własne idee. Christine przy nim promieniała. Doskonale to pamiętał. Byli nierozłączni, aż miło było na nich popatrzeć. Niestety, pamiętał również smutek i żal w oczach córki, kiedy doszły do nich złe wieści. Serce mu się łamało, nie potrafił jej pomóc. Alexander nie chciał, aby taka sytuacja znów się powtórzyła. Nie dał by rady. Może więc wystarczyło jej zaufać? Już raz wybrała dobrze, kierując swoje uczucia na właściwego mężczyznę. Czy teraz mogło być podobnie? Tak się o nią martwił, że nie dostrzegał zmiany w jej zachowaniu. Wystarczyło to wszystko zaakceptować. I tak zamierzał zrobić.
Jednak coś jeszcze czaiło się w mrokach strachu. Przysłonięte czarną mgłą, zagnieździło się już tam na stałe. To uczucie, och jak on je pamiętał! Czuł gniew, niepohamowany, ogromny gniew. Jednak nie w sobie. On był w niej. W jego małej córeczce. Kiedy to się stało? Jak długo nie zauważał, że coś złego się dzieje? Czy mógł być aż tak ślepy? Interesy przesłoniły mu cały świat, czy przez ojcowską miłość miał klapki na oczach? Sam już nie wiedział. Miał jednak nadzieję, że nie jest to wina Johanna.

Promienie słoneczne wtaczały się powoli do jej pokoju, oświetlając obrazy na ścianach. Wielkie łoże z baldachimem, stojące po lewej stronie od okna, wciąż było w cieniu. Blondynka, która na nim leżała, uśmiechała się szeroko. Oczy wciąż miała przymknięte. Marzyła, śniła na jawie. Ślub, wesele, kochający mąż. Niezbadana, zaskakująca przyszłość. Już nic nie mogło pójść źle. Wiedziała, że wszystkie kryzysy zostały zażegnane. W końcu ojciec się zgodził, co jeszcze mogło im przeszkodzić? Nic, kompletnie nic. Teraz świat wydawał się o wiele piękniejszy. Nawet kryształ przestał jej wadzić. W końcu był tylko dodatkiem. Owszem, czasem męczącym, ale jedynie ozdobą. Wniknął w jej skórę, dodając odwagi w momentach, kiedy tego naprawdę potrzebowała. Tak, czasem jednak się przydawał. Tak jak wtedy, kilka dni temu. Wciąż nie mogła przestać o tym myśleć. Pierwszy raz zachowała się tak wobec ojca, sprzeciwiła się. Postawiła na swoim, dzięki czemu teraz może żyć tak, jak chce.
Otworzyła oczy, uśmiechając się do siebie. Czas wstawać. Czekał ją dziś długi, męczący dzień. Razem z Johannem mieli iść do księdza, ustalić wszystkie szczegóły dotyczące ślubu. Och, czyż to nie było cudowne? Jej własny ślub! Nareszcie, tak długo wyczekiwany! Szczęście w końcu do niej wróciło. To musiała być prawda co mówią, że raz jest się na wozie, a później pod nim. Jednak ona nie chciała już z niego schodzić. Złapała szczęście za nogi, tak łatwo go nie puści.

Christine siedziała przed drewnianą, rzeźbioną toaletką, wpatrując się uważnie w swoje odbicie. Wzięła śliczny, drewniany pojemniczek w wymalowane, kwiatowe wzory. Zanurzyła pędzelek z końskiego włosia i nabrała na niego nieco proszku ze sproszkowanej perły i skrobi. Przypudrowała nim twarz i uśmiechnęła się. Usłyszała ciche pukanie. Spokojnie odłożyła kosmetyk na swoje miejsce i odwróciła się w kierunku drzwi
- Proszę.- powiedziała grzecznie, wciąż się uśmiechając.
- Pani.
Do sypialni weszła Adila, jej służka. Niska dziewczyna o pełnych kształtach i burzy czekoladowych włosów, dygnęła przed Christine. Przed sobą trzymała srebrną tacę. Podeszła cicho i postawiła ją na stoliku przy drzwiach. Dygnęła jeszcze raz i odeszła, uśmiechając się do swojej pani. Blondynka obrzuciła tacę spojrzeniem. Gliniana miska pełna parującej kaszy, łyżka oraz czerwona, piękna róża z przytwierdzoną do niej wiadomością. Zainteresowana kwiatem, wzięła go do ręki. Zanurzyła nos w pąku chcąc poczuć jego słodki zapach. Jak to możliwe, że humor jej wciąż nie opuszczał? Uśmiechając się, rozwinęła papirus. „Czekam za godzinę u mnie w domu. Mam nadzieję, że dobrze spałaś. Już nie mogę się doczekać, Johann.” Przycisnęła różę do piersi, chowając ją w swoich dłoniach. Czekał na nią. Jakież to było romantyczne!
Pośpiesznie zjadła śniadanie. Możliwe, że nie będzie dziś miała czasu na obiad, więc wolała się najeść w domu. No właśnie, dom. Tak bardzo go uwielbiała, tyle dobrych wspomnień z nim wiązała. Teraz zostaną jedynie marzeniami.  Ślub był zaplanowany za dwa tygodnie, przez ten czas zdąży się przyzwyczaić, że go opuści. Również ojca. Myśląc o nim, zrobiło jej się smutno. Zostanie sam. Czy da sobie radę? Pewnie znów zatraci się w handlu tak, jak to było przez pierwsze lata jej dzieciństwa. Nie widziała go wtedy zbyt często. Doskonale wiedziała, jak mężczyzna tęsknił za jej matką.
Rozmyślania przerwał jej niesmak w ustach, kiedy przełknęła kolejną łyżkę kaszy. Spojrzała na nią podejrzliwie, krzywiąc się. Czy mogła być zepsuta? Oby nie! Wrzuciła łyżkę do miski i złapała się za gardło. Przełknęła nerwowo ślinę, jednak gorzki smak nie opuszczał jej. Zaczęła szybciej oddychać czekając na nieuchronne. Zerwała się z krzesła i pobiegła do łazienki. W ostatnim momencie dobiegła do drewnianego wiadra, wymiotując.

Przemierzała brukowane uliczki wzdłuż ulicy Rzemieślniczej. Wokół niej ludzie przekrzykiwali się, chcąc ustalić dla siebie jak najlepszą cenę z handlującymi kupcami. Przechodziła właśnie obok stoiska z rybami, kiedy znów to poczuła. W głowie jej zaszumiało a w oczach pociemniało od intensywności tego zapachu. Walczyła z pokusą skręcenia między budynki, aby po raz kolejny zwymiotować. Ruszyła szybciej przed siebie, chcąc uciec od smrodu ryb oraz hałasu. Nie odeszła jednak zbyt daleko. Chwiejnie podeszła do ściany, opierając się o nią. Czuła chłód kamieni, który otulał jej rozgrzane, spocone czoło. Przystawiła dłoń do ust, modląc się o koniec tych boleści.
Musiała odnaleźć w sobie spokój. On przecież gdzieś był, czaił się w rogu, naśmiewając się z jej przypadłości. Zacisnęła mocno powieki, myśląc o Johannie. To do niego szła. Nie mogła mu się pokazać w takim stanie. A może by tak skręcić w wąską uliczkę i ulżyć gardłu? Wyprostowała plecy i wciąż opierając się ramieniem o kamienną ścianę budynku, powoli weszła w zaułek. Było ciemno, słońce nie dochodziło tu, zatrzymując się na szerokich dachach budynków. To uczucie było coraz bliżej. Opadła na bruk, uderzając mocno kolanami. Podciągnęła brzeg szmaragdowej sukni, aby go nie pobrudzić. Wychyliła mocno szyję do przodu.
Co się działo, do cholery? Najpierw rano, teraz to? Czy mógł to być jedynie zbieg okoliczności? Na pewno! W końcu cóż by innego? A może jest chora? W tym mieście choroby były na porządku dziennym. Kucharka mogła kaszlnąć do garnka, kiedy gotowała dla niej śniadanie. Tak, to mogło być to. Obiecała sobie, że jutro wyśle Adile po medyka. Teraz jednak musiała iść do swojego narzeczonego.

Zatrzymała się przed domem Johanna. Coś jej nie pasowało. Co prawda czuła się już o wiele lepiej, mdłości ustały, jednak nieprzyjemna myśl zagościła w głowie blondynki. Weszła po schodach prowadzących do drzwi wejściowych. Zapukała kilka razy i odsunęła się, czekając na mężczyznę. Nic. Zdziwiona zapukała jeszcze raz, jednak ponownie odpowiedziała jej cisza. Poczuła jak serce zaczyna mocniej bić. Czy strach mógł mieć irracjonalne podłoże? W końcu nic takiego się nie stało. Pewnie wyszedł coś załatwić, zapominając o spotkanie z Christine. Nie, Johann miał doskonałą pamięć. Jeżeli musiał coś załatwić na mieście, na pewno by na nią zaczekał, albo przynajmniej zostawił jakąś informację.
Drżącą ręką nacisnęła mosiężną klamkę. Drzwi otworzyły się bez najmniejszego oporu. Cholera, przecież brunet nigdy nie zostawiał ich otwartych. Przekroczyła próg, rozglądając się uważnie. Wytężała wszystkie zmysły, poszukując wzrokiem narzeczonego. Dlaczego musiało być tak cicho? Słyszała jedynie mocne bicie serca, uderzającego zbyt mocno o jej pierś. Oddech przyśpieszył momentalnie. Czy w pomieszczeniu zrobiło się zimno? Nie, to tylko jej strach rozpanoszył się po wnętrzu, wnikając w ściany.
- Johann?- zawołała, a w jej głosie dało się słyszeć niepewność.
Nikt nie odpowiedział. Odważnie przeszła do jego sypialni. Wielkie łoże naprzeciwko wejścia zaścielone było skórami zwierząt. Zmrużyła oczy. Och, dlaczego przerażenie tak szybko ją dopadło? Instynktownie położyła dłoń na brzuchu i przeszła do kuchni. Mężczyzna mieszkał sam, nie miał nawet służących. Oparła się ręką o framugę, zamykając oczy. Bała się tego, co może zobaczyć. Niech on tam będzie. Niech przygotowuje dla siebie posiłek, najzwyczajniej w świecie się zamyśliwszy. Przecież jej obawy mogły być bezpodstawne, nic wielkiego nie mogło się stać. Nie w biały dzień! W końcu jeszcze rano przesłał jej różę. Nieśmiało otworzyła oczy...

7 komentarzy:

  1. jeju, Fantasy, co się stało?????
    Jak mogłaś urwać w takim momencie?????
    Powiedz czy coś się stało?
    Proszę napisz nową notkę jeszcze dziś! Ja chcę wiedzieć, nie możesz kazać mi czekać!
    I czy Chris jest w ciąży? Dlatego się źle czuje? Tylre pytań, a nie ma żadnych odpowiedzi :( proszę napisz co dalej!
    Tośka

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś okrutna, tak przerywając nagle ;x.
    A u nich nie ma księdza, bo jest inna religia.
    A więcej Ci nie napiszę, bo mam focha, że tak przerwałaś :<!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatni fragment czytałam z olbrzymim napięciem, gotowa na jakiś punkt kulminacyjny i wyjaśnienie niepokoju Christine i braku odpowiedzi jej narzeczonego. A Ty zostawiłaś nas wszystkich z takim niedosytem! Paskuda!
    Mam nieprzyjemne wrażenie, że szczęście Christine zostanie zburzone. W dodatku po raz drugi. Taki ciąg wydarzań może coś w niej złamać i dopuścić grzech do sterów. Robi się gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, zdecydowanie lubię to słowo na P. Pięknie mnie opisuje. Jestem wielką, wstrętną paskudą.
      Dziękuję, dobranoc, amen! :)

      Usuń
  4. Mojego zachwytu nad ojcem ciąg dalszy. On jest taki kochany, że brak mi słów by opisać jak bardzo. To do pierwszego fragmentu.
    Reszta bardzo zagadkowa, jestem ciekawa kto ją tam próbował otruć. No i co się stało z Johannem. Zapewne nic dobrego. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba się na ciebie obrażę za to zakończenie :c
    Jej, jak ja lubie Christine! Jest po prostu świetna. Uwielbiam.
    Pierwsza myśl jaka przeszła mi po głowie to to, że ta kasza mogła być zatruta. Ale to tylko moje zdanie. Ja wszędzie czuję podstęp ;)
    Dobra, idę dalej czytać. Muszę kurde zobaczyć co się dalej stało! :D
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja ostatnio na końcu ;( Ale jak to się mawia: ostatni będą pierwszymi. Ciekawe do czego, no ale...
    Dobrze. Czytałam już dawno, więc też mnie zostawiłaś, podobnie jak przedmówczynie, z niezłym mętlikiem w głowie. Notka była śliczna, szczególnie lubię Alexandra *.* Mam nadzieję, że w świetle wydarzeń, jeszcze się z nim zobaczymy.
    Normalnie, nie mam się czego przyczepić, aż głupio :( Nie no żartuje. Ta notka to była czysta przyjemność! Powinna być sztandarową na tym blogu :D

    OdpowiedzUsuń