„I found a man I can trust
And boy, I believe in us
I am terrified to love for the first time
Can you see that I’m bound in chains ”
Christina Aguilera- Bound to you.
- Christine?
Dziewczyna odwróciła się od okna, zapamiętując widok krwiście czerwonego słońca nad wzburzonym morzem. W drzwiach stał jej ojciec. Nawet nie usłyszała kiedy się pojawił. W pierwszym momencie pomyślała, że może przyszedł ją przeprosić, zainteresował się tym, co dziewczyna czuje. Jakież było jej zdziwienie, widząc wściekłość malującą się na jego zazwyczaj spokojnej twarzy. Ujrzała w nich wszystko to, co czuła głęboko w sercu. Złość powoli brała władzę nad jej umysłem. Próbowała się opanować. Jeszcze nic nie jest stracone, Christine, dasz radę. Porozmawiaj z nim, pozwól uwolnić słowa, które dławiły gardło. Wciąż było tak samo. Zaciskanie pod stołem pięści, opamiętywanie się. A co, gdyby w końcu wyszły na światło dzienne? Przeklnij, na boga! Zmarszcz brwi, uderz pięścią. Nie uspokajaj swojej duszy, jej już nic nie potrzeba. To, czego tak bardzo pragniesz znów jest nad przepaścią. Znów musisz walczyć. Więc walcz! Otwórz serce, otwórz umysł. Oddaj się grzechowi. Do tego właśnie zostałaś stworzona.
Starszy mężczyzna zamknął za sobą drzwi i stanął na środku pokoju. Czuł, że coś wisi w powietrzu. Zacisnął dłonie, w myślach dobierał słowa.
- Spakuj się, jutro wyjeżdżasz.
A więc jednak. Stało się to, co od początku wiedziała. Zamknęła oczy i oddychała przez nos. Czuła jak wokół niej unoszą się drobinki gniewu, skrzące się w zachodzącym słońcu. Okalały jej ciało, wnikając do środka. Są już tak blisko, mogła ich dotknąć. Otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w ojca. Błękit jej oczu ściemniał, nabierając granatowej barwy. Głosy w głowie ucichły niespodziewanie. Panowała pustka. Kompletna, wszędobylska pustka. Nie poruszała się, żaden mięsień nie miał odwagi. W końcu wyprostowała szyję, stojąc prosto. Nie. Nie mogła się z tym zgodzić. Nie o to walczyła od tylu lat. Ojciec się mylił, widział tylko to, co sam chciał dostrzec. Serce biło jej mocno wypełnione miłością do Johanna. To była jej przyszłość.
- Nie.- powiedziała krótko do ojca.
Mężczyzna zmarszczył krzaczaste brwi. Nie podobało mu się, jak jego córka się odzywała. Powinna go szanować, tego ją w końcu uczył. Miłości, ogłady, szacunku dla osób starszych. To, czego się teraz dowiadywał smuciło go. Tyle lat poświęcił na wpajanie każdej dobrej cechy w tą śliczną, blondwłosą dziewczynę. Gdzie się to wszystko podziało? Czyżby zniknęło, niczym za machnięciem czarodziejskiej różdżki?A może to on był złym nauczycielem? Owszem, dużo czasu poświęcał na swój biznes, podróżując po krajach i handlując. Taki był jednak jego zawód, z tego żyli. Gdyby nie to, mieszkaliby pewnie pod mostem i błagali przechodniów o kawałek chleba. Dzięki temu Christine miała wszystko, czego tylko zapragnie.
- Powóz będzie czekał po wschodzie słońca.- dopowiedział mężczyzna, ignorując sprzeciw córki.
Odwrócił się na pięcie chcąc wyjść z pokoju. Czuł, jak włosy jeżą mu się na skórze, a w pomieszczeniu robi się zbyt gorąco nawet, jak na tutejszy klimat.
- NIE!- wrzasnęła blondynka.
Palce zaciskała mocno na dłoni, czując, jak paznokcie wbijają jej się w skórę. Nie mogła się już opanować. Gniew był zbyt blisko, pukał do jej bram, pragnąc wejść do środka. Nie sprzeciwiała się, nie miała na to siły. Przymknęła oczy, chłonąc to wciąż dziwne dla niej uczucie. Spinało się coraz wyżej, sięgając aż do mózgu. Palce wciąż kurczowo zaciśnięte, zaczęły jej się trząść, serce biło coraz mocniej, czekając na uniesienie. Zęby zacisnęła na wewnętrznej stronie policzka, gryząc ją. Czuła ciężkie, gorące powietrze, które ubierało ją w gniew.
- To moje życie!- krzyczała.- A ty nie masz prawa się w nie mieszać!
Mężczyzna zatrzymał się w pół kroku. Otwartą dłonią przetarł czoło i oczy. Czuł się zmęczony. Niewyobrażalnie wręcz. To było zbyt dużo, jak na jego stare serce. Musiał odpocząć, albo przynajmniej odejść stąd i zniknąć na jakiś czas. Przemyśleć, opanować się. Żałował, że matka dziewczyny nie żyła. Z nią byłoby dużo prościej. To ona powinna ją wychowywać, wpajać te wszystkie wartości, które powinna mieć młoda kobieta. Nie on. Nie nadawał się do tego.
Christine podeszła do ojca. Z jej oczu buchał żar wściekłości. Była świadoma, że ojciec jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Nic dziwnego, w końcu ukrywała to od tak dawna, że czasami sama się zapominała. Przez zaciśnięte zęby cedziła słowa.
- Jeżeli będzie trzeba, wyprowadzę się do niego.- odpowiedziała- Nie zamierzam słuchać twoich sprzeciwów. Kocham go i wyjdę za niego czy ci się to podoba, czy nie!
Mężczyzna miał ochotę krzyknąć. Gniew rozlewał się po krwi, zastępując chłodny osąd czymś w rodzaju nagłego impulsu. Pragnął wziąć ją za ramiona i mocno potrząsnąć, aby w końcu się opanowała. Przestała pleść bzdury, którymi karmiła jego zbolałe serce. Wyszarpnąć każde wspomnienie o Johannie, którym się żywiła. Mimo to stał, nie podniósłszy nawet ręki. Nie mógł jej uderzyć, nie potrafił. Zbyt mocno ją kochał, aby zranić. Ona jednak wciąż to robiła. Przekłuwała mu serce, powoli wtłaczając do środka truciznę.
- Dopóki ten ślub się jeszcze nie odbył, będziesz mieszkać pod moim dachem.- odparł beznamiętnym tonem.- A teraz wybacz, ale muszę coś sprawdzić.
Uciec. Daleko stąd. Od tego nieznanego mu uczucia, które wchłaniało całą dobroć, którą posiadał. To była jak ręka diabła, który ukazywał przed mężczyzną swoją prawdziwą naturę. Co też się stało z jego córką? Czy mógł to być wpływa Johanna? Owszem, mężczyzna był od niej sporo starszy, mimo to nigdy nie był buntownikiem. Wśród innych handlarzy miał opinię zatwardziałego i stanowczego, który nawet dziewczynce z zapałkami potrafi sprzedać siarkę. Alexander nienawidził go. Tyle razy popsuł jego umowy, w ostatnim momencie podając konkurencyjne towary i ceny. Stracił przez niego wiele pieniędzy.
Christine nie mogła w to uwierzyć. Sprzeciwiła mu się. Pierwszy raz powiedziała nie. Ojciec przyjął to niespodziewanie dobrze. Co lepsze, zgodził się na ślub. Prawda, nie pogratulował jej, ale to zawsze coś. Czy mogła to być zasługa gniewu? Czy grzech w końcu, po raz pierwszy w czymś jej pomógł? Możliwe. Nigdy nie myślała o nim w ten sposób. Zawsze uważała go za coś, co jedynie przeszkadza w życiu. Ludzie wybuchali przy niej gniewem, niespodziewanie rzucali się na siebie, kiedy tylko przechodziła. Czasem nie potrafiła go kontrolować. Ulatniał się z jej duszy niczym bezbarwny, bezwonny gaz. Na swój sposób zabijał. Zabijał radość i szczęście. Co więc się takiego zmieniło, że jej ojciec nie krzyknął? Dlaczego w spokoju odszedł, zostawiając Christine z jej grzechem? A może to nie działa na osoby, które ją kochają? Przecież z Johannem było tak samo. Nigdy nie doświadczył jej złości, nie obciążała go wściekłość. Może to było lekarstwo? Pozwolić, aby ktoś ją pokochał. Otworzył serce na jej osobę, na jej duszę i charakter. Dać z siebie wszystko, całą siebie.
Spojrzała przez okno. Skrzyżowała ręce na piersiach, cicho łkając. Nieopanowany szloch wydobył się z jej gardła, niszcząc spokój. Doskonale wiedziała, że sprawiła ojcu zawód. Jednak przyszedł czas na jej wybory. Nie mogła dłużej czekać. Czas ją wołał, niebezpiecznie przypominał o swoim istnieniu. Już niedługo wszystko się zmieni, czuła to. Niewidoczne drobinki gniewu coraz częściej opadały na jej nagie ramiona. Coś zaglądało w jej przyszłość, majstrując przy niej. Martwiła się, że nie doczeka własnego ślubu, przyszłych dzieci, starości. Została wybrana do czegoś innego. O wiele bardziej skomplikowanego i wzniosłego. Wszystko przez ten cholerny kryształ. Mimo swojego piętna, coraz bardziej zaczynała go rozumieć. Wystarczyło jedynie współpracować, zrozumieć go. Jakież to dziwne! Jeszcze niedawno oddałaby samą siebie, aby tylko pozbyć się kamienia, który wtopił się w jej alabastrową skórę. Dziś ją to bawiło. Poiła się jego mocą oraz siłą. Dawał jej nadzieję.
Czemu więc płaczesz? Nie, to nie tak. Christine nie jest smutna. Ona się cieszy. W końcu to zrobiła. Postawiła na swoim. Jakież to było oczyszczające!
And boy, I believe in us
I am terrified to love for the first time
Can you see that I’m bound in chains ”
Christina Aguilera- Bound to you.
- Christine?
Dziewczyna odwróciła się od okna, zapamiętując widok krwiście czerwonego słońca nad wzburzonym morzem. W drzwiach stał jej ojciec. Nawet nie usłyszała kiedy się pojawił. W pierwszym momencie pomyślała, że może przyszedł ją przeprosić, zainteresował się tym, co dziewczyna czuje. Jakież było jej zdziwienie, widząc wściekłość malującą się na jego zazwyczaj spokojnej twarzy. Ujrzała w nich wszystko to, co czuła głęboko w sercu. Złość powoli brała władzę nad jej umysłem. Próbowała się opanować. Jeszcze nic nie jest stracone, Christine, dasz radę. Porozmawiaj z nim, pozwól uwolnić słowa, które dławiły gardło. Wciąż było tak samo. Zaciskanie pod stołem pięści, opamiętywanie się. A co, gdyby w końcu wyszły na światło dzienne? Przeklnij, na boga! Zmarszcz brwi, uderz pięścią. Nie uspokajaj swojej duszy, jej już nic nie potrzeba. To, czego tak bardzo pragniesz znów jest nad przepaścią. Znów musisz walczyć. Więc walcz! Otwórz serce, otwórz umysł. Oddaj się grzechowi. Do tego właśnie zostałaś stworzona.
Starszy mężczyzna zamknął za sobą drzwi i stanął na środku pokoju. Czuł, że coś wisi w powietrzu. Zacisnął dłonie, w myślach dobierał słowa.
- Spakuj się, jutro wyjeżdżasz.
A więc jednak. Stało się to, co od początku wiedziała. Zamknęła oczy i oddychała przez nos. Czuła jak wokół niej unoszą się drobinki gniewu, skrzące się w zachodzącym słońcu. Okalały jej ciało, wnikając do środka. Są już tak blisko, mogła ich dotknąć. Otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w ojca. Błękit jej oczu ściemniał, nabierając granatowej barwy. Głosy w głowie ucichły niespodziewanie. Panowała pustka. Kompletna, wszędobylska pustka. Nie poruszała się, żaden mięsień nie miał odwagi. W końcu wyprostowała szyję, stojąc prosto. Nie. Nie mogła się z tym zgodzić. Nie o to walczyła od tylu lat. Ojciec się mylił, widział tylko to, co sam chciał dostrzec. Serce biło jej mocno wypełnione miłością do Johanna. To była jej przyszłość.
- Nie.- powiedziała krótko do ojca.
Mężczyzna zmarszczył krzaczaste brwi. Nie podobało mu się, jak jego córka się odzywała. Powinna go szanować, tego ją w końcu uczył. Miłości, ogłady, szacunku dla osób starszych. To, czego się teraz dowiadywał smuciło go. Tyle lat poświęcił na wpajanie każdej dobrej cechy w tą śliczną, blondwłosą dziewczynę. Gdzie się to wszystko podziało? Czyżby zniknęło, niczym za machnięciem czarodziejskiej różdżki?A może to on był złym nauczycielem? Owszem, dużo czasu poświęcał na swój biznes, podróżując po krajach i handlując. Taki był jednak jego zawód, z tego żyli. Gdyby nie to, mieszkaliby pewnie pod mostem i błagali przechodniów o kawałek chleba. Dzięki temu Christine miała wszystko, czego tylko zapragnie.
- Powóz będzie czekał po wschodzie słońca.- dopowiedział mężczyzna, ignorując sprzeciw córki.
Odwrócił się na pięcie chcąc wyjść z pokoju. Czuł, jak włosy jeżą mu się na skórze, a w pomieszczeniu robi się zbyt gorąco nawet, jak na tutejszy klimat.
- NIE!- wrzasnęła blondynka.
Palce zaciskała mocno na dłoni, czując, jak paznokcie wbijają jej się w skórę. Nie mogła się już opanować. Gniew był zbyt blisko, pukał do jej bram, pragnąc wejść do środka. Nie sprzeciwiała się, nie miała na to siły. Przymknęła oczy, chłonąc to wciąż dziwne dla niej uczucie. Spinało się coraz wyżej, sięgając aż do mózgu. Palce wciąż kurczowo zaciśnięte, zaczęły jej się trząść, serce biło coraz mocniej, czekając na uniesienie. Zęby zacisnęła na wewnętrznej stronie policzka, gryząc ją. Czuła ciężkie, gorące powietrze, które ubierało ją w gniew.
- To moje życie!- krzyczała.- A ty nie masz prawa się w nie mieszać!
Mężczyzna zatrzymał się w pół kroku. Otwartą dłonią przetarł czoło i oczy. Czuł się zmęczony. Niewyobrażalnie wręcz. To było zbyt dużo, jak na jego stare serce. Musiał odpocząć, albo przynajmniej odejść stąd i zniknąć na jakiś czas. Przemyśleć, opanować się. Żałował, że matka dziewczyny nie żyła. Z nią byłoby dużo prościej. To ona powinna ją wychowywać, wpajać te wszystkie wartości, które powinna mieć młoda kobieta. Nie on. Nie nadawał się do tego.
Christine podeszła do ojca. Z jej oczu buchał żar wściekłości. Była świadoma, że ojciec jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Nic dziwnego, w końcu ukrywała to od tak dawna, że czasami sama się zapominała. Przez zaciśnięte zęby cedziła słowa.
- Jeżeli będzie trzeba, wyprowadzę się do niego.- odpowiedziała- Nie zamierzam słuchać twoich sprzeciwów. Kocham go i wyjdę za niego czy ci się to podoba, czy nie!
Mężczyzna miał ochotę krzyknąć. Gniew rozlewał się po krwi, zastępując chłodny osąd czymś w rodzaju nagłego impulsu. Pragnął wziąć ją za ramiona i mocno potrząsnąć, aby w końcu się opanowała. Przestała pleść bzdury, którymi karmiła jego zbolałe serce. Wyszarpnąć każde wspomnienie o Johannie, którym się żywiła. Mimo to stał, nie podniósłszy nawet ręki. Nie mógł jej uderzyć, nie potrafił. Zbyt mocno ją kochał, aby zranić. Ona jednak wciąż to robiła. Przekłuwała mu serce, powoli wtłaczając do środka truciznę.
- Dopóki ten ślub się jeszcze nie odbył, będziesz mieszkać pod moim dachem.- odparł beznamiętnym tonem.- A teraz wybacz, ale muszę coś sprawdzić.
Uciec. Daleko stąd. Od tego nieznanego mu uczucia, które wchłaniało całą dobroć, którą posiadał. To była jak ręka diabła, który ukazywał przed mężczyzną swoją prawdziwą naturę. Co też się stało z jego córką? Czy mógł to być wpływa Johanna? Owszem, mężczyzna był od niej sporo starszy, mimo to nigdy nie był buntownikiem. Wśród innych handlarzy miał opinię zatwardziałego i stanowczego, który nawet dziewczynce z zapałkami potrafi sprzedać siarkę. Alexander nienawidził go. Tyle razy popsuł jego umowy, w ostatnim momencie podając konkurencyjne towary i ceny. Stracił przez niego wiele pieniędzy.
Christine nie mogła w to uwierzyć. Sprzeciwiła mu się. Pierwszy raz powiedziała nie. Ojciec przyjął to niespodziewanie dobrze. Co lepsze, zgodził się na ślub. Prawda, nie pogratulował jej, ale to zawsze coś. Czy mogła to być zasługa gniewu? Czy grzech w końcu, po raz pierwszy w czymś jej pomógł? Możliwe. Nigdy nie myślała o nim w ten sposób. Zawsze uważała go za coś, co jedynie przeszkadza w życiu. Ludzie wybuchali przy niej gniewem, niespodziewanie rzucali się na siebie, kiedy tylko przechodziła. Czasem nie potrafiła go kontrolować. Ulatniał się z jej duszy niczym bezbarwny, bezwonny gaz. Na swój sposób zabijał. Zabijał radość i szczęście. Co więc się takiego zmieniło, że jej ojciec nie krzyknął? Dlaczego w spokoju odszedł, zostawiając Christine z jej grzechem? A może to nie działa na osoby, które ją kochają? Przecież z Johannem było tak samo. Nigdy nie doświadczył jej złości, nie obciążała go wściekłość. Może to było lekarstwo? Pozwolić, aby ktoś ją pokochał. Otworzył serce na jej osobę, na jej duszę i charakter. Dać z siebie wszystko, całą siebie.
Spojrzała przez okno. Skrzyżowała ręce na piersiach, cicho łkając. Nieopanowany szloch wydobył się z jej gardła, niszcząc spokój. Doskonale wiedziała, że sprawiła ojcu zawód. Jednak przyszedł czas na jej wybory. Nie mogła dłużej czekać. Czas ją wołał, niebezpiecznie przypominał o swoim istnieniu. Już niedługo wszystko się zmieni, czuła to. Niewidoczne drobinki gniewu coraz częściej opadały na jej nagie ramiona. Coś zaglądało w jej przyszłość, majstrując przy niej. Martwiła się, że nie doczeka własnego ślubu, przyszłych dzieci, starości. Została wybrana do czegoś innego. O wiele bardziej skomplikowanego i wzniosłego. Wszystko przez ten cholerny kryształ. Mimo swojego piętna, coraz bardziej zaczynała go rozumieć. Wystarczyło jedynie współpracować, zrozumieć go. Jakież to dziwne! Jeszcze niedawno oddałaby samą siebie, aby tylko pozbyć się kamienia, który wtopił się w jej alabastrową skórę. Dziś ją to bawiło. Poiła się jego mocą oraz siłą. Dawał jej nadzieję.
Czemu więc płaczesz? Nie, to nie tak. Christine nie jest smutna. Ona się cieszy. W końcu to zrobiła. Postawiła na swoim. Jakież to było oczyszczające!
Myślałam, że Chris bardziej się wścieknie, ale i tak wielkie brawa dla niej za wzięcie sprawy w swoje ręce :). Jestem ciekawa, jak to rozwiążesz :D. Mam dziwne przeczucie, że jeszcze się zdziwię :). Biedna Chris... Kryształ niszczy jej życie. Nawet teraz, gdy wszystko wydaje się w końcu układać, ona myśli o tym, że nie doczeka tej swojej świetlanej przyszłości. Może słusznie, może nie. Jednak ona jest tak kochana, że życzę jej jak najlepiej :).
OdpowiedzUsuńPisz dalej!
No i w końcu gniew się na coś przydał. I to coś całkiem dobrego. Obawiam się tylko, że Chris zacznie go używać do złych celów. Szkoda mi jej, bo jest tak na prawdę dobrą osobą i mam nadzieję, że grzech do końca jej nie zniszczy. Gratuluję jej sprzeciwu przeciwko ojcu i mam nadzieję, że do ślubu dojdzie, ciekawa jestem co dla nas szykujesz!
OdpowiedzUsuńTośka
Notka bardzo dobra! Dwa ostatnie wersy mi się nie podobały, ale to myślę, że już wiesz dlaczego, więc nie będę się powtarzać.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jednak do tego ślubu dojdzie! Zastanawiam się jaka będzie impreza XD Nie no, dobra, poważnie Lei...
Tak poważanie, to zastanawiam się jak Chris poradziłaby sobie bez kamienia. Może wreszcie doceni daną jej moc. Chociaż myślę, że jeszcze nas zaskoczysz i nie będzie tak łatwo i pięknie, że miłość wszystko zwycięży, nawet grzech.
Nic tylko czekać na kolejną część i życzyć weny
No! W końcu Christine postawiła się ojcu! I tak powinno być.
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się fragment, w którym opisywałaś to, jak Christine powoli poddawała się grzechowi, aż w końcu pękła, nie wytrzymała i powiedziała to wszystko co leżało jej na sercu.
Chmm, zastanawia mnie pewien fragment.. Skoro ojciec Alexander powiedział, że dopóki Christine nie wyjdzie za mąż musi mieszkać u niego, to niech dziewczyna łapie za walizku, torby, pakuje manatki, bierze ślub i cześć! :D
Mam nadzieję, że wszystko się u niej ułoży..
Weny życzę i pisz szybko :*
W tej notce już, o dziwo, nie miałam ochoty zabijać ojca Christine. Zrobiło mi się go żal, w końcu na pewno ma też swoje racje, idzie za głosem serca i robi to, w co wierzy, ciężko go za to besztać. Faktem jest jednak, że każdy powinien w jakimś stopniu żyć dla samego siebie i zacząć podejmować własne decyzje, więc cieszę się, że Christine postawiła na swoim. Kiedy zaczął ogarniać ją gniew, byłam przekonana, że skończy się to znacznie drastyczniej. Wydaje mi się, że Christine nie pozwala jeszcze rozkwitnąć swojemu grzechowi, ale pewnie na wszystko przyjdzie czas. Tym czasem jestem ciekawa ślubu i dalszych relacji z ojcem. Było ślicznie <3
OdpowiedzUsuńSuper, niesamowicie mi się podobało. Szkoda mi ojca Christine, jest jaki jest, ale ma w sobie masę tego ojcowskiego ciepła i troski. Bardzo Ci się udała jego kreacja, naprawdę świetnie.
OdpowiedzUsuńPoza tym wspaniale pomysł na 'godzenie się z grzechem', początki wykorzystywania go i dostrzegania, że może jednak nie tak do końca źle jest go mieć. Jestem strasznie ciekawa dalszej 'transformacji' Chris.